Moja historia choroby i wyzdrowienia
W wieku 13 lat wraz z dostaniem pierwszej miesiączki, w moim życiu pojawiła się endometrioza. Już w pierwszych miesiącach musiałam zwalniać się ze szkoły i brać tabletki przeciwbólowe. W szkole średniej bóle miesiączkowe były już tak silne, że mama wzywała do mnie pogotowie. Niestety bolesna miesiączka to nie był powód do interwencji medycznej.
W tym czasie jeszcze mało kto w Polsce słyszał o tej chorobie. Występowanie bolesnych miesiączek również u mojej mamy, było wystarczającym powodem, aby uznać je za normalne. Jedyne co słyszałam od lekarzy to “taka twoja uroda”, “mamę bolało to i ciebie boli” i słynne “przejdzie jak urodzisz dziecko”. To prawda moja mama w pierwszym dniu miesiączki musiała zwalniać się z pracy. Siedziała na toalecie z miską na kolanach, ale trwało to tylko kilka godzin i przechodziło. Udało jej się również bez problemu zajść w ciążę. Tymczasem ja cierpiałam przez tydzień, po którym przez kolejne dwa tygodnie próbowałam wrócić do sił … A potem koszmar zaczynał się od nowa. Z bólu waliłam głową w ścianę modląc się, żeby ktoś dobił mnie w 30 sekund. Nie … nie żeby przestało boleć, bo to by oznaczało, że za jakiś czas ból znowu powróci …
W wieku 16 lat przepisano mi tabletki antykoncepcyjne, które miały sprawić, że moje miesiączki będą mniej bolesne.
W wieku 16 lat przepisano mi tabletki antykoncepcyjne, które miały sprawić, że moje miesiączki będą mniej bolesne. Niestety tak się nie stało. Co kilka miesięcy miałam przepisywany inny preparat, ale żaden z nich nie przyniósł nawet najmniejszej poprawy. Po krótkim czasie wyczerpałam asortyment sztucznych hormonów i nie działały już na mnie żadne tabletki przeciwbólowe. Brałam Kodeinę (w najgorszej, szybko rozpuszczalnej wersji), Ketonal Forte, No Spę Forte i czopki z Pyralginy. Tylko po to, żeby przez tydzień leżeć plackiem bez ruchu. Nawet minimalne poruszenie, albo przejście kogoś obok mojego łóżka powodowało bowiem ból nie do zniesienia. Marzyłam o tym, żeby stracić przytomność, ale każdy następny skurcz przywracał mnie do rzeczywistości.
W końcu przepisano mi zastrzyki hormonalne, które na dobre zahamowały miesiączkę. Tak właśnie w wielu 21 lat przeszłam w stan sztucznej menopauzy. Ale i te zastrzyki wkrótce przestały działać. W wieku 26 lat, w trakcie ostatniego egzaminu na 5 roku studiów dostałam krwotoku i jeszcze tego samego dnia wylądowałam w szpitalu.
Podczas operacji okazało się, że praktycznie wszystkie moje narządy są ze sobą zrośnięte.
Następnego dnia podczas rutynowej operacji laparoskopowej okazało się, że praktycznie wszystkie moje narządy są ze sobą zrośnięte. Jelita z otrzewną, jajnikami, bokiem i górą macicy, macica zrośnięta z pęcherzem moczowym i przyrośnięta do zatoki Douglasa. Wyrostek robaczkowy w stanie zapalnym przekręcony i przyrośnięty drugą stroną do jelita. A na moim lewym jajniku jest 10 cm guz, na długości 8 cm zrośnięty z jelitem grubym, który nie był widoczny na żadnym badaniu. Przewieziono mnie na drugą salę operacyjną, gdzie poddana zostałam laparotomii pośrodkowej i nieudanej próbie wycięcia guza. Jego nacięcie spowodowało jedynie rozniesienie się ognisk endometriozy po całej otrzewnej, a ja wskutek podwójnej narkozy i przebiegu operacji dostałam zapaści serca … Od tego czasu mówię, że jestem na tym świecie jako reaktywacja.
Po operacji każda moja kolejna miesiączka okazywała się niekończącym bólem, stanem zapalnym z parametrami CRP i OB wystrzelonymi w kosmos. I kończyła kolejną hospitalizacją. Przepisano mi więc sterydy, po których spuchłam w ciągu kilku dni jak balon. Na oddział czysto onkologiczny z uwagi na hormonalny charakter guza się nie nadawałam. Zastosowano więc u mnie antybiotykoterapię w postaci 3 antybiotyków podawanych na raz. Dwa doustnie, jeden dożylnie i bez żadnej osłony żołądkowej … przez kilka miesięcy pod rząd. Tak właśnie “straciłam” żołądek … Ponownie ustawiona zostałam na branych codziennie bez przerwy na miesiączkę tabletkach hormonalnych. W trakcie mojego usg brał udział cały oddział ginekologiczny, bo jeden guz zamienił się w niezliczoną ilość torbieli, guzów i torbieloguzów o różnorodnej strukturze. Nie było widać nawet gdzie są narządy. Ostatecznie w wieku 26 lat postawiono nade mną krzyżyk, polecono wrócić do domu i spisać testament. Odmawiając jakiegokolwiek dalszego leczenia, poza zaoferowaniem przepisania morfiny.
Ostatecznie w wieku 26 lat postawiono nade mną krzyżyk, polecono wrócić do domu i spisać testament.
Rok później trafiłam na kolejną operację, której w pełnej obstawie chirurgicznej podjął się znany profesor szpitala wojskowego. Podczas kolejnej laparotomii pośrodkowej usunięty został mi wyrostek robaczkowy, a zmiany endometrialne przypalone za pomocą elektrokoagulacji. O tym, że efektem takich zabiegów jest potem wrastanie zmian w światło jelita i zaatakowanych chorobą narządów dowiedziałam się już po wielu latach. Niestety to jedyna forma operacji endometriozy do dziś refundowana przez Fundusz Zdrowia. Kilka dni po operacji dostałam również wstrząsu związanego z zapaleniem jelit, czego efektem było podanie kolejnej serii antybiotyków. Ta operacja miała być poprawką pierwszej. Poprawiła na chwilę jakość mojego życia, ale i ona nie przyniosła mi wyzdrowienia. Branie tabletek antykoncepcyjnych na zatrzymanie miesiączki kontynuowałam aż do 39 roku życia.
Już po pierwszej operacji i zastosowanej wtedy antybiotykoterapii pojawił się u mnie silny refluks, a zaraz potem napadowe bóle żołądka. Związane z zanikowym zapaleniem błony śluzowej, licznymi nadżerkami i przewlekłym stanem zapalnym dwunastnicy. Dzień zaczynałam od brania inhibitorów pompy protonowej, kończyłam braniem brokerów H2 (ciągle zwiększając tylko dawki). Spałam na siedząco. Po każdym posiłku skręcało mnie z bólu. Jeszcze przez godzinę po zjedzeniu nie mogłam nic mówić. Kilka kroków pod górkę kończyło się uczuciem „przekręcania wnętrzności”, a średnio raz w miesiącu dostawałam ataku żołądka…
Wystarczyło, że zjadłam za szybko, w nieodpowiedniej pozycji, mówiłam w trakcie jedzenia, albo zjadłam coś nieodpowiedniego. Bóle były tak silne, że nawet na pogotowiu lekarze nie byli w stanie ich uśmierzyć. Pomagały jedynie silne narkotyczne miksy leków i to tylko na chwilę. Nauczyłam się robić zastrzyki. Przepisano mi petardę leków do domu i w razie ataku jeszcze przed przyjechaniem pogotowia sama robiłam sobie zastrzyki domięśniowe. Niestety z czasem wszystkie leki przestały działać, a ból był nie do opanowania. Przez wiele lat groziła mi resekcja żołądka, a ja byłam stałym bywalcem szpitalnego oddziału ratunkowego.
Przez wiele lat groziła mi resekcja żołądka, a ja byłam stałym bywalcem szpitalnego oddziału ratunkowego.
W międzyczasie przeszłam również zabieg usunięcia guza endometrialnego z uda i diagnostykę na oddziale gastrologicznym. Początkowo przez wiele lat, nikt nie wierzył, że endometrioza może pojawić się w tak niespecyficznym miejscu. Biopsja potwierdziła jednak endometrialny charakter zmiany. Z uwagi na tragiczny stan jelit i ich liczne skręty wypisana zostałam z zaleceniem nie poddawania się już nigdy takim badaniom. A także informacją, że zmiany endometrialne mam już z pewnością również w płucach …
W wieku 38 lat, na miesiąc przed moją 10 rocznicą ślubu ponownie dostałam ataku bólu. Tym razem nie był to jednak tylko atak żołądka. Doszło do niedrożności jelit spowodowanej przewieszeniem się jelita przez jeden ze zrostów w miejscu usunięcia wyrostka robaczkowego. Na salę operacyjną jechałam już ledwo przytomna i świadoma, że szansa na moje wybudzenie jest niewielka… Już wcześniej poinformowano mnie, że żadna kolejna operacja nie wchodzi u mnie w grę. Kolejna antybiotykoterapia zastosowana jeszcze przed operacją. Kolejna narkoza. Kolejne przecięcie brzucha pionowo od góry w dół. Kolejne dreny w brzuchu, sonda w nosie i kolejne długie leczenie szpitalne. Żyły miałam już w tak złym stanie, że nie było gdzie się wkuć. Nie było gdzie zamontować wenflonu, ani jak pobrać krwi do badania. Wyłam z bólu przy każdej próbie pielęgniarek. A one próbowały pobrać ze mnie krew po 2 – 3 na raz, bo jedna nie dawała rady.
Przez wszystkie te lata nikt nigdy nie zainteresował się moją dietą, ani nie zasugerował jakichkolwiek zmian w jadłospisie.

Zapomniałam co to ból, chroniczny stan zapalny, martwienie się o recepty, wzywanie pogotowania, modlitwy o skrócenie cierpienia, samodzielne robienie zastrzyków w uda będące jednym wielkim zrostem i ciągłe wizyty w szpitalu.
Nie byłoby mnie tutaj dzisiaj, gdybym wbrew zaleceniom lekarzy nie wzięła sprawy
w swoje ręce. Nie wyrzuciła z diety mięsa, nabiału, glutenu, cukru i wszystkich szkodliwych metod obróbki pożywienia.
Więcej o tym co dało mi odżywianie na surowo, przeczytasz we wpisie Co mi dała surowa dieta (moje efekty witarianizmu)?
Jeśli kiedykolwiek zwątpiłeś w siłę swojego organizmu, jego mechanizmów naprawczych i wiarę w wyleczenie. Wiedz, że kluczem do niego jest przede wszystkim odstawienie wszelkich trucizn, jakie każdego dnia wkładasz do swojego ciała. Powrót do naturalnego odżywiania i pokarmów przeznaczonych dla naszego gatunku. Praca z ciałem, duszą i emocjami to ważny dodatek, czasem konieczny, aby uzyskać pełne wyzdrowienie, ale POCZĄTEK zawsze zaczyna się na Twoim talerzu!
Jedna odpowiedź na "Moja historia choroby i droga do zdrowia dzięki surowej diecie"
Komentarze są wyłączone.